Kiedy robimy w firmie wewnętrzne podsumowania, zadziwia nas fenomen, jakim jest grupa klientów powracających. Stanowią oni prawie połowę kupujących w BoConcept. Są wśród nich tacy, którzy kilkanaście lat temu meblowali u nas pierwsze mieszkanie, później dom, następnie pierwsze mieszkanie swoich dzieci, wreszcie ich domy. To dla nas bardzo budująca, powtarzająca się historia - mówi Kamil Maślanka, współwłaściciel polskich salonów skandynawskiej marki.
Jest tajemnicą poliszynela, że pana relacja z marką BoConcept trwa już prawie dwie dekady! Stworzyliście związek nie tylko stały, ale również wzbogacający dla obu stron!
Nie da się ukryć, że pracuję tutaj aż 19 lat. W przyszłym roku, jesienią, przypadnie jubileusz dwudziestolecia. Ale czym on jest wobec siedemdziesięciu lat historii samej marki?
Skromnie. A mógłby pan podsumować wspólne lata słowami „BoConcept Polska to ja!”.
Jubileusz marki jest dla mnie pierwszoplanowy. Co roku świętujemy urodziny salonu w Warszawie, który jest najdłużej istniejącym w Polsce. Zazwyczaj urodziny te łączą się z dodatkowymi wydarzeniami, jak na przykład w tym roku z okrągłą rocznicą powstania całej marki. Nie przeczę, że niewiele jest u nas osób z dłuższym od mojego stażem, a ścieżkę mojej kariery można uznać za podręcznikową. Zaczynałem jako doradca klienta i przeszedłem wszystkie szczeble, na jakich można zostać zatrudnionym w BoConcept, nie mieszkając w Danii, lecz w jednym z krajów, w których firma prężnie się rozwija. Mamy dzisiaj ponad 320 salonów na całym świecie, co pozycjonuje nas jako jedną z większych globalnych marek na rynku wyposażenia wnętrz.
Zanim zapytam szczegółowo o firmę, chciałabym dowiedzieć się nieco więcej na temat stojącego za sterami. Kamil Maślanka jest…
… członkiem zarządu i współwłaścicielem firmy – obecnie jest nas troje – do której należą trzy salony BoConcept w Polsce, czyli dwa w Warszawie i jeden w Poznaniu.
Co pana inspiruje? Czy jest coś poza pracą, która musi być prawdziwą pasją, skoro pozostaje pan jej wierny przez tyle lat…
To w sumie ciekawe… Ponieważ moją pierwszą miłością była moda. Jeszcze w podstawówce postanowiłem, że zostanę projektantem odzieży - jak widzimy wyszło inaczej. Design i moda mają jednak wiele wspólnego. Przynajmniej, jeśli mowa o wyczuciu stylu i smaku, które są niezbędnymi warunkami sukcesu w obu dziedzinach. Zanim jednak się o tym przekonałem skończyłem technikum odzieżowe, a później specjalistyczne studia projektowe. W ten sposób kontynuowałem rodzinną tradycję, którą zapoczątkował dziadek, wzięty krawiec. Ojciec poszedł w jego ślady, ale rozwijał się już na większą skalę, w przemyśle odzieżowym. Natomiast ja pragnąłem zostać projektantem, który zna rzemiosło od podszewki. Po ukończeniu studiów rzeczywiście potrafiłem własnoręcznie zarówno wykonać produkt, jak i zaprojektować go od strony technicznej oraz wizualnej.
Tak pracowali tzw. wielcy krawcy. Dzisiaj dogłębna znajomość warsztatu nie jest powszechna wśród projektantów.
Chanel była doskonałą krawcową. Tak jak ona chciałem poznać produkt od strony wykonawczej, a dopiero później zacząłem się uczyć się projektowania. Po studiach zamieszkałem w Warszawie, z nadzieją nawiązania kontaktów w środowisku związanym z modą. BoConcept miał być punktem zaczepienia, chwilowym przystankiem. Przystankiem, który trwa już 19 lat! (śmiech)
Stąd ta imponująca znajomość zagadnień formy, jej aspektów użytkowych i estetycznych, która wybrzmiewa w pańskich wypowiedziach. Pan wie, o czym mówi; myśli pan jak projektant.
Gdy wszedłem do BoConcept szybko zrozumiałem, że to, co mnie tutaj otacza, stuprocentowo odpowiada mojemu wewnętrznemu smakowi. Wszystko mi się tutaj podobało. Poczułem, że sprawia mi przyjemność praca z użytkowymi formami mebli. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że to wcale nie musi być odzież – jak wcześniej zakładałem - i mogę się realizować, nie projektując ubrań. A w zasadzie… mogę też niczego nie projektować. Przez te wszystkie lata w firmie nie projektowałem. Z jednym wyjątkiem - na pewnym etapie byłem odpowiedzialny także za wygląd salonów. Natomiast okazało się, że mogę się spełniać otaczając się produktami BoConcept i poznając ludzi, którzy je tworzą. Źródłem ogromnej satysfakcji było i jest dla mnie również rozwijanie marki w Polsce.
Ktoś, kto odpowiada za jej wizerunek oraz dobór kolekcji w pewnym sensie również projektuje - najbliższe otoczenie i codzienne doświadczenie użytkowników produktów.
W BoConcept mówimy o inspirowaniu. Pokazujemy, jak mogą wyglądać wnętrza domów i mieszkań wzorowane na skandynawskich. Od początku istnienia taka właśnie była misja marki. Kiedy wydawaliśmy katalogi papierowe - od kilku lat prezentujemy produkty online, ponieważ papier jest dzisiaj produktem ekskluzywnym i równocześnie nie do końca ekologicznym - nigdy nie wyglądały one jak typowo sprzedażowe: produkt – cena, produkt – cena i tak dalej. Prezentowaliśmy kontekst, czyli wnętrze, a produkt i cena były elementem całości. W czasach, gdy zaczynałem moją przygodę z BoConcept, rodzime sklepy meblarskie wyglądały mniej więcej tak: stała sofa, sofa; stół, stół, stół; krzesło, krzesło, krzesło – przegląd wyjętych z kontekstu mebli poustawianych w rzędach. Nie mówimy o IKEA, która była i jest świetną inspiracją dla Polaków. Jako całość jest perfekcyjnym produktem. BoConcept, na podobnej zasadzie, już wówczas pokazywał styl życia, a nie tylko meble. Podpowiadał, jak można mieszkać. Mieszkać jak Duńczycy, rzecz jasna.
BoConcept to po polsku „tak mieszkam”. Nazwa mówi sama za siebie. Tak, czyli… jak?
Duńczycy są narodem, który chętnie chwali się swoimi wnętrzami. Tę ich właściwość odzwierciedla charakter i nazwa naszej marki. Zawsze przytaczam zasłyszaną tam wypowiedź na temat tego, dlaczego w Danii i większości Skandynawii nie zasłania się okien. Otóż jest to uwarunkowane historycznie, więc dla Skandynawów naturalne, praktykowane od wieków. Natomiast dla nas bywa zaskakujące, gdy idziemy główną ulicą i widzimy salon, nastrojowo oświetlony, całkowicie pozbawiony zasłon. Widać wszystko, co znajduje się w środku - na takiej właśnie zasadzie i my prezentujemy nasz koncept w katalogach oraz salonach. Duńskie frontowe pokoje są dopracowanymi, gotowymi aranżacjami. Ale rzadko widać tam ludzi. Bo Duńczycy bardziej niż siebie pokazują, jak mieszkają. Dają w ten sposób znać temu, kto przechodzi obok domu – i to właśnie jest zakorzenione w ich historii – że nic złego się tam nie dzieje. Historycznie chodziło o to, że kiedy Skandynawowie wypływali w dalekie podróże i zostawiali żony w domu okna miały być zawsze odsłonięte, żeby sąsiedzi widzieli, że wszystko jest w porządku.
Firma narodziła się w 1952 roku. A nazwa?
Nazwa przechodziła ewolucję, podobnie jak sama marka. Na początku producent nazywał się inaczej, natomiast sprzedawca mebli przedstawiał się jako BoConcept. Właściciel był jednak ten sam, a BoConcept pozostawał firmą rodzinną. Dzisiaj troszkę się to pozmieniało. Wiadomo, że firmy wykupują fundusze i tak się stało również w naszym przypadku. Ale nadal naszą główną siedzibą jest duńskie Herning. Pracują tam po części ci sami ludzie, których poznałem 19 lat temu. Co roku spotykamy się w dużej grupie, żeby lepiej poznać nowych franczyzobiorców. A także po to, żeby oni poznali nas, ludzi długo już związanych z firmą. Historia toczy się nieprzerwanie, wprawdzie już bez rodzinnego aspektu, ale cały czas trwa.
Jakie jakości definiują duński styl poza wspomnianą transparentnością - wizualnym zaproszeniem do domowego wnętrza?
Nie jest mi łatwo odpowiedzieć na to pytanie, mimo że od lat obserwuję Duńczyków i ich domy, ponieważ Dania wymyka się jednoznacznej definicji. Są tam miejscowości typu Herning - senne miasteczko, jak to ktoś powiedział, a jednocześnie jedno z pięciu największych miast w Danii. Zaznaczę, że każde z nich nieco inne w charakterze. Z kolei Kopenhaga to zjawisko całkowicie odmienne od wszystkiego. Olbrzymia, tętniąca życiem europejska metropolia, podczas gdy wspomniane miasteczka emanują spokojem, są świetnie poukładanymi, małymi ekosystemami, w których widać ogromną dbałość o szczegół. O to, żeby wszystko wyglądało tak, jak zaplanowano i było zawsze na swoim miejscu. Myślę, że klimat Herning wywarł wpływ na charakter marki BoConcept. W jej DNA tkwi to, w jaki sposób i jakie wnętrza pokazujemy. Od zawsze powtarzano nam, że niezależnie od tego, na którym krańcu świata klient wejdzie do salonu zawsze ma wiedzieć, że jest u nas. Wystrój i meble oczywiście nie będą wszędzie identyczne, ponieważ rynki rządzą się różnymi prawami – podobnie jak w branży odzieżowej. Nie wszyscy lubią te same kolory, na przykład Azjaci nie akceptują tkanin obiciowych w nasyconych barwach, wolą odcienie stonowane. Nawet w obrębie Polski widać różnice, ba, w samej Warszawie! W obu tutejszych salonach pokazujemy nierzadko zupełnie inne produkty, bo trafia do nich całkowicie inny klient. Najważniejsze pozostaje dla nas to, żeby czuł, że jest w BoConcept. Również przez poziom obsługi klienta. Bardzo trudnym etapem – aczkolwiek świetnie się odnaleźliśmy – był dla nas czas pandemii. Ludzie przestali przychodzić do salonów, musieliśmy organizować wirtualne wycieczki i wizyty naszych dekoratorów online. A w naszym DNA zawsze było spotkanie z klientem face-to-face, możliwość pokazania i wypróbowania produktu, żeby naprawdę mógł poczuć to, co kupuje. Zapraszamy klienta do salonu. Zachęcamy, żeby czuł się w nim swobodnie. Zawsze proszę obecnych, gdy robimy eventy w salonach: czujcie się jak w domu! Na sofie nie może być napisane „nie siadać”. Te produkty są właśnie po to, żeby je testować! Każdego wchodzącego do salonu traktujemy równie przyjaźnie. Był to dla mnie mały szok, gdy rozpocząłem pracę w BoConcept. Podejście skrajnie różne od tego, jakie reprezentowały rodzime sklepy meblarskie. To wszystko mnie urzekło!
Lojalnych klientów pozyskujecie otwartością, solidności, szczerością…
Kiedy robimy w firmie wewnętrzne podsumowania, zadziwia nas fenomen, jakim jest grupa klientów powracających. Stanowią oni prawie połowę kupujących w BoConcept. Są wśród nich tacy, którzy kilkanaście lat temu meblowali u nas pierwsze mieszkanie, później dom, następnie pierwsze mieszkanie swoich dzieci, wreszcie ich domy. To dla nas bardzo budująca, powtarzająca się historia.
A najprzyjemniejsze jest to, że klienci, którzy kupili u nas sofę, powiedzmy 15 lat temu - bywają nawet tacy, których sam obsługiwałem 18 lat temu – dzisiaj, przychodząc po kolejną, mają szansę spotkać tych samych doradców klienta. Oczywiście nie wszystkich, ale jest pewien procent takich, którzy pracują w BoConcept nawet dłużej niż ja. To pokazuje, że marka dba nie tylko o klienta, ale również o ludzi, którzy dla niej pracują.
Osoba u steru, która „zaliczyła” w firmie wszystkie szczeble kariery z pewnością ustala wysokie standardy.
Ktoś mnie kiedyś zauważył, docenił i umożliwił awans. Świetnie, że udało mi się przebyć tę drogę i dotrzeć tu, gdzie jestem teraz. Uważam, że to również duży plus dla firmy. Jesteśmy trójką współwłaścicieli i wszyscy pracujemy w BoConcept przynajmniej 16 lat. Znamy więc firmę od podszewki, jeszcze z epoki „rodzinnej”. Znaliśmy Viggo, czyli syna założyciela marki, który pamiętał nas z imienia, a nawet kojarzył szczegóły z naszego życia. Myślę, że to jest bardzo cenne, szczególnie gdy obserwuję osoby, które dzisiaj wchodzą do firmy i ten aspekt znają jedynie z opowiadań czy tekstów dotyczących historii marki. Dzięki temu nie tylko łatwiej nam jako zarządzającym wdrażać wysokie standardy, ale i zarażać nimi ludzi, którzy z nami pracują.
Po tylu latach musicie się tutaj czuć jak w drugim domu!
Wieloletni związek kadry zarządzającej z marką owocuje zaufaniem pracowników. Odczuwam to, gdy rozmawiam z nowymi doradcami klienta, bo zazwyczaj, niezależnie od wszystkiego, wprowadzam ich do firmy. Gdy otwieraliśmy salon w Poznaniu musieliśmy zbudować nowy zespół całkowicie od nowa. Opowiadałem wówczas zarówno o historii marki, jak i o tym, skąd ja się tutaj wziąłem i jaką drogę przeszedłem. Myślę, że dla nowych pracowników jest to bardzo mobilizujące. Przynajmniej mnie takie historie zawsze bardzo inspirowały.
Więcej na https://www.boconcept.com/pl-pl/
Link do strony artykułu: https://uww.wirtualnemedia.pl/centrum-prasowe/artykul/70-lat-temu-narodzila-sie-kultowa-marka-wnetrzarska-boconcept-wywiad-z-kamilem-maslanka